Autor Wiadomość
aaa4
PostWysłany: Wto 17:56, 16 Sty 2018    Temat postu:

* * *





Dom czekal na nie, cichy i mroczny jak zwykle o tej porze nad ranem, kiedy zageszczaja sie sny, a wspomnienia sa bolesne jak nigdy. Una dygotala w ramionach matki. Carlie nie byla pewna, czy dziewczyna rozumie, ze tej nocy zabila czlowieka, i nie czula sie na silach, zeby o to teraz zapytac. Potrzebowala czasu, chociaz tej odrobiny, ktora dzielila je od switu. Moze w porannym swietle zdola jakos stawic temu wszystkiemu czolo. Ale nie teraz.-Una? - rozlegl sie na gorze niespokojny glos Rylana. - Gdzie jest Una?

-Tatusiu! - wykrzyknela Una i rzucila sie ku niemu z rozpacza, potykajac sie i obijajac o porecz, zupelnie jakby oslepla i nie widziala w tej chwili nic, procz ramion ojca, wyciagnietych ku niej na podescie pierwszego pietra.

Zawsze tak jest, pomyslala Carlie, i tak zapewne pozostanie. Kiedy nasze dzieci widza Rylana, biegna ku niemu, a ja zostaje sama u podnoza schodow.

Objela sie rekami, nagle bardzo przemarznieta i samotna, i osunela na najnizszy stopien. Tak bardzo pragnela go odzyskac, a w tej chwili, kiedy wreszcie sie jej udalo, nie czula, aby cokolwiek sie zmienilo.

-Co teraz? - zapytala ze znuzeniem.

Kobieta w turkusowej czapeczce, ktora stala dotad ukryta za slupem, podtrzymujacym schody, bezszelestnie wysunela sie z cienia.

-Dmuchnij - poprosila, a na jej twarzy rysowal sie najlzejszy z usmiechow.

Carlie zagryzla z irytacja usta: niedorzecznosc, powtarzana w nieskonczonosc, nie staje sie przez to bardziej rozsadna, a tej nocy zyczenia Lispeth, wlacznie ze stosem pogrzebowym z rzeczy Jacka, stanowczo przekroczyly miare rozsadku. Jednak jej wargi, jakby ozywione wlasnym zyciem, wygiely sie i wyszlo spoza nich lekkie tchnienie. Przymknela na moment oczy i mimowolnie rozluznila miesnie. Miala wrazenie, jak gdyby zdmuchiwala puch z dmuchawca.

Cos delikatnie musnelo jej policzek. Pocalunek byl tak lekki, ze prawie niewyczuwalny.

-Jack? - wyszeptala, rozpoznajac ten dotyk, niesmiala, pospieszna czulosc chlopca, ktory wstydzi sie juz bliskosci z matka, lecz potrzebuje jej rownie mocno jak wtedy, gdy przybiegal do niej z prosba, by pocalowala zranione kolano i zaspiewala kolysanke przed snem.

Jednak kiedy otworzyla oczy, nie dostrzegla go przy sobie, tylko sylwetka Lispeth, wciaz usmiechnietej i z tkliwoscia w oczach, bledla i rozwiewala sie jak klab mgly o poranku, az wreszcie rozsnula sie doszczetnie. Wydalo sie jej to dziwne i straszne, i pozbawione sensu jak wiele innych rzeczy tej nocy. Nie bala sie jednak. Przeciwnie, czula, ze w sposob, ktorego ona nigdy nie sprobuje wysledzic ani zrozumiec, kobieta z Zulaw podarowala jej to ostatnie spotkanie z synem, i byla jej za nie szczerze wdzieczna.

-Zaraz spakuje swoje rzeczy - odezwala sie cicho miss Postgate. - Nie bede tu dluzej potrzebna.

-Alez prosze zostac - zaprotestowala odruchowo Carlie.

-Polece kogos na moje miejsce - ciagnela pielegniarka, jakby nie doslyszala jej slow. - Lecz moja obecnosc tutaj... - zawahala sie. - Sadze, ze zgodzi sie pani ze mna, ze bylaby teraz zbyt krepujaca.

Carlie odwrocila wzrok. Nie przywykla, by sprawy stawiano tak bezposrednio, i nie spodziewala sie tego zwlaszcza po miss Postgate, ktora dotad stanowila wzor taktu i oglednosci. Pielegniarka miala jednak racje. Bez wzgledu na to, jak bardzo zapragna wymazac te noc z pamieci, iloma warstwami uprzejmych rozmow bez znaczenia ja pokryja, jak scisle beda sie trzymac towarzyskiego rytualu, ktory pozwala kazda rozpacz obrocic w wymiane zdawkowych, nic nieznaczacych formulek - ona pozostanie przy nich na dobre. Za kazdym razem, gdy ich spojrzenia sie przetna, beda sobie przypominaly znikniecie Rylana, spalarnie, smierc pszczelarczyka i wreszcie to, co musialy zrobic Unie. I wspomnienie o tej niedorzecznej, potwornej nocy bedzie w nich tkwilo jak drzazga, bedzie sie jatrzyc i rozrastac jak rak, az w koncu przesloni im cala reszte, zatruje kazdy dzien i odbierze nocny spokoj. Moze w samotnosci - choc teraz wydawalo sie jej to nader watpliwe - zdolaja jakos zapomniec. Wspolnie nie mialy szansy.

-Tak bedzie lepiej - powiedziala cicho, z poczuciem winy, ze tak latwo przyjmuje te ofiare. - Sprobuje to pani jakos wynagrodzic.

Miss Postgate polozyla jej lekko reke na ramieniu i cofnela ja zaraz tak szybko, jakby ten dotyk ja sparzyl. Nigdy dotad nie pozwolila sobie na podobna poufalosc.

-Nie trzeba - rzekla. - Ale dziekuje.

Z gory dobiegl je rozpaczliwy szloch Uny i jakies ciche, kojace slowa, wypowiadane przez jej ojca. Carlie byla jednak spokojna: Rylan zawsze potrafil usmierzyc dzieciece leki, wierzyla wiec, ze i tym razem sobie poradzi, przekona corke, ze cala ostatnia noc stanowila jedynie nocny majak, wytwor jej umyslu, pograzonego w rozpaczy na wiesc o smierci brata.

Nie przewidziala oczywiscie, ze tamtej nocy, kiedy utracila syna i odzyskala meza, podstepem wyrwawszy go spomiedzy cienia, postradala rowniez corke. Una, chociaz najmniej sposrod ich dzieci podatna na sztuke - takze te zakazana i tajemna - nie potrafila dluzej mieszkac w Siedmiu Wiazach. Znienawidzila rezydencje tak bardzo, ze tuz po wojnie skorzystala z pierwszej okazji i wyszla za maz za jednego z kolegow Jacka, ktory natychmiast wywiozl ja ze starej, dobrej Anglii. Carlie nie sadzila, zeby naprawde tesknila za rodzicami. Wlasciwie nie umiala jej za to winic.

Miss Postgate donosnie wyczyscila w swiezutka, kraciasta chustke, zagluszajac dalszy placz dziewczyny.

-Mysle jednak, ze omylila sie pani - oznajmila, spogladajac Carlie w twarz niezmaconymi szarymi oczami, ktore wygladaly jak wykute z dwoch brylek kamienia. - Omylila sie pani co do pana Rylana, poniewaz gdyby zawolala go pani wystarczajaco mocno i gdyby wystarczajaco mocno wierzyla pani, ze przybedzie, na pewno by pani usluchal. Takie jest moje zdanie - dodala, po czym zacisnela wargi na znak, ze jej opinia jest poparta kilkudziesiecioma latami fachowej praktyki w najdelikatniejszej dziedzinie ludzkiego nieszczescia, oddzielonej od zaswiatow jedynie wonia aloesu, szelestem wykrochmalonych przescieradel i chlodna powierzchnia tuby do inhalacji - i nie zamierza go zmienic.

I tak sie skonczyla historia Carlie.
kasia
PostWysłany: Sob 21:52, 17 Sty 2009    Temat postu: wejdzcie bardzo ważne!!!

że was w temacie tak nastraszyłam... chodzi o to że jeśli ktoś ma niepotrzebną klatkę bo np zdechł mu chomik albo jakieś akcesoria, kulę,transporterek czy coś to ja chciałabym to przyjąć bliższy kontakt przez ten email xkasiatx@poczta.pl
skoro nie służy to już naszym chomikom to niech służy innym a to wszystko dla dobra chomików...
Z góry dziękuję bo wiem ż napewno znajdzie się ktoś kto mnie wspomoże bo mój chomik za bardzo wygód nie ma...

Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group